Sobota czyli odwiedziny u rodziny.... Ale najpierw oczywiscie był mecz... No i jak wszyscy sie domyslaja zapewne, :) wygrałysmy!!! w sumie to wiedziałysmy ze zwyciężymy (to jest skromność :), bo kolezanki bardzo sie gubiły. I dobrze :D. Po meczyku pojechałam z rodzicami na cmentarz i gdy szukalismy grobu jakiegos tak kogos niby z mojej rodziny (a musze tu jeszcze wtracic jedna dygresje: cmentarz chyba projektowal jakis psychopata z kompleksami mniejszosci :) to zachaczylam moja glowa o pewien metalowy krzyz, az sie odbilam od niego... I skonczylo sie sliwa na czole... ja to mam pecha...okropnego... |